Ostatnio u mnie znowu kierat… mimo jeszcze wielu dni wakacji zaczynam tę część roku bardzo intensywnie. Naprawdę praca na własny rachunek nie jest wcale taka fajna, jak się wielu wydaje. Owszem, fajne jest to, że można robić to, co się lubi, ale tak by było tylko, gdyby to była bajka. W rezultacie dekupaż, który uwielbiam robić jest tylko jednym z elementów całej układanki i wcale nie najważniejszym w mojej pracy. W moim prywatnym domku, o którym rzadko wspominam niewiele jest przedmiotów udekorowanych w ten sposób. Po prostu z braku czasu.
Ostatnio właśnie takim małym przedmiocikiem w mojej kuchni jest zegar w kształcie imbryka.
Kilka lat temu miałam na bazie takiej tarczy z tego kształtu zrobić kurs, ale niestety nieopatrznie pochwaliłam się jednej „kursantce”, która ukradła mi pomysł sprzedając go jako swój. Dlatego zniechęcona tym niecnym procederem wrzuciłam imbryk do pudła na odpadki dekupażowe, czekając na moją większą ochotę. Ostatnio na jednym z kursów pokazywałam podstawy techniki serwetkowej i w ręce wpadł mi właśnie ten nieszczęsny kształt. W półtorej godziny wyczarowałam prosty zegar do mojej małej kuchni. Cud natury to nie jest, ale przynajmniej na coś się przyda, bo kursu z niego już na pewno nie zrobię.
Przepiękny zegar.
Bardzo lubię Pani prace i uważam, że ma Pani ogromny talent.
Strona prezentuje się wspaniale!
Pozdrawiam =]