W tym tygodniu po raz kolejny podchodzę do małych poprawek remontowych. Trzeci dzień bałaganu i mam już dość, pan „złota rączka” chyba także, bo pracujemy do późnych godzin nocnych. Po przeprowadzce od zeszłego roku mam wrażenie, że bałagan, to mój stan normalny i nigdy nie uda mi się skończyć wszystkiego tak, jak zaplanowałam. Stale jest coś do zrobienia. Idę do kuchni, patrzę na niepomalowane półki i inne gadżety bezładnie powkładane do szafki, ogarnia mnie złość, bo w pokoju jest stos kolejnych 50 nieskończonych prac i tak w kółko. Kolejne rzeczy przychodzą do zrobienia, zapominam, co 5 minut temu miałam zrobić… ech…
W pracowni wykańczam tylko stale jakieś drobne przedmioty, które zalegają poupychane po kątach pracowni. W ruch poszła nawet szkatułka, którą zaczęłam z 5 lat temu, a która doczekała się wreszcie cieniowań. Dzisiaj miałam chyba kryzys, bo najchętniej wyrzuciłabym połowę przez okno. Czasami tak mam, że biorąc do ręki po raz „enty” przedmioty wydaje mi się, że najlepiej im będzie w śmietniku. … nie będę już dzisiaj więcej pisać, bo mam morowy nastrój…
Do pokazania mam Wam tylko kolejne pudełko z serii po butach zrobione naprędce, tym razem na gadżety do wypełniania crackelury. Trochę to nudne, ale naprawdę te motywy wpadły mi w ręce na którymś kursie, więc je nakleiłam. Piękny papier Calambura, rzadko wykorzystywany przez decoupażystów, ale ja go bardzo lubię.
Gratis dokładam deseczkę wylakierowaną na kafelek, z jednym z moich ulubionych motywów.
Zapomniałam napisać, że krótką relację z kwiaciarni można obejrzeć na moim drugim blogu, TUTAJ
ale cuuuda!! to pudelko piękne, uwielbiam takie mocne intensywne dodatki..śliczne po prostu, i to jest napewno zwykły karton po butach?…… Uszy do góry, ja też czasem wszystkich (!) wyrzuciłabym przez okno..hehe