Krzesełko dawno temu zabrałam spod bloku. Potem przez jakieś 2 lata straszyło w pracowni brzydkie i nawet nie pomalowane. Pewnego razu naszła mnie ochota i pomalowałam je na biało z jednoskładnikowym crackiem. Następnie „dostało” swoje motywy i …. stało sobie z pół roku niepocieniowane. Dwa dni temu (pewnie jakiś duch na wszystkich świętych mnie natchnął 🙂 ) praktycznie skończyłam. Jeszcze tylko trochę lakieru i będzie ok.
Krzesełko jest w stylu moich pierwszych prac decu i trochę się na nim za dużo dzieje, ale … taka miała być konwencja crackle jednoskładnikowego. Krzesło jest białe i przed cieniowaniem było moim zdaniem zbyt mdłe, teraz w miarę mi się podoba, choć do pracowni teraz to ono za bardzo nie pasuje 😉
I jeszcze w świetlistym, jesiennym świetle:
od tego krzesła u mnie wszystko się zaczęło.Zobaczyłam je i mnie zaczarowało. elektryzuje mnie, bo czuję jego duszę, ono żyje wlasnym, nowym życiem, mówi i ma jakąś tajemnicę niesamowitą. odkąd zobaczyłam to krzesło, sama oddałam się decou.Gdzie mi tam do Pani….ale z przyjemnością daję inną twarz codziennym, starym przedmiotom.pozdrawiam