Decoupage Blog – Asket Craft House

Bajki z pracowni Asket: Kiedy Pędzel Zaczyna Mówić

Bajki z pracowni Asket: Kiedy Pędzel Zaczyna Mówić

Bajki z Pracowni Asket… z duszą, z morałem i z kroplą kleju

pracownia artystyczna asket craft house

W mojej pracowni rzeczy się nie kurzą. One żyją.

Pędzle się obrażają, suszarka plotkuje z lakierem, a stare nożyczki mają swoje zdanie na każdy temat. Czasem mądrzejsze niż niejeden człowiek.

I wiesz co? Zaczęłam ich słuchać.
Bo kiedy człowiek jest sam, to nawet farba potrafi coś powiedzieć.
A jak się dobrze wsłuchasz, to usłyszysz historie, które są śmieszne, wzruszające i… cholernie prawdziwe.

artystka w swojej pracowni przy pracy

Tak właśnie powstały „Bajki z pracowni Asket” – małe opowiastki z życia rzeczy martwych.
Z morałem, z przymrużeniem oka, z życia wzięte.

Nie znajdziesz tu smoków, księżniczek ani wróżek z brokatem (za wyjątkiem :))
Ale za to znajdziesz kawałek siebie.

Bo każda z nas była kiedyś rozczochranym pędzlem albo zaschniętym klejem, który już myślał, że nic z niego nie będzie… a potem okazało się, że był kluczem do całego projektu.

Zostań ze mną. Będą bajki.
Co tydzień. Dwie. Do czytania z kawą albo wieczorem, kiedy nikt nie woła.

Pierwsze już za chwilę.
I tak, możesz się śmiać. Nawet głośno. Pracownia to wytrzyma.

Może powstanie seria bajek z Twojej pracowni? Bajki z duszą, o rzeczach, które wszyscy mają w rękach, ale nikt się nie zatrzymuje, żeby posłuchać, co one mają do powiedzenia?

Wyobraź sobie, że pewnego dnia moje papiery do decoupage odkryły, że są… świadome.

I jeden z nich – nazwijmy go Henryk – postanowił, że nie będzie już dłużej klejony do pudełek po butach. Nie, Henryk miał marzenia. On chciał zostać tapetą w Pałacu Elizejskim.

Zebrał więc inne papiery z półki, zorganizował strajk, napisał manifest pt. „Klejenie to zniewolenie” i ruszyli do Paryża… pieszo.

bajki_z pracowni asket

Po drodze jeden z nich zakochał się w serwetce z motywem lawendy, inny odkrył, że ma alergię na lakier akrylowy, a Henryk… Henryk zaginął w pralni chemicznej w Lublinie.

Od tamtej pory, jak ktoś zostawi niezabezpieczony klej do decu na stole, to czuć dziwny zapach buntu.

Więc… Henryk – nasz buntowniczy papier do decoupage – po zniknięciu w pralni chemicznej, nie zginął, o nie! On… zmutował. Przeszedł przez wiry destylowanej pary, połączył się z resztkami krochmalu i wyszedł z drugiej strony jako papier-plazma z funkcją samoaranżacji.

Odtąd mógł dowolnie zmieniać swój wzór i strukturę. Raz był rustykalnym drewnem, raz koronką, raz starym listem miłosnym z tysiąc osiemset któregoś.

I gdy już prawie dotarł do Pałacu Elizejskiego, zatrzymała go… Straż Estetyki Francuskiej, ubrana w berety i z linijkami Pantone.

– „Monsieur Henryk! Ten deseń nie pasuje do naszych wartości dekoracyjnych!” – zakrzyknął generał Tapisserie.

Ale Henryk już się nie bał. Wziął głęboki oddech (nie wiadomo czym, bo był papierem) i z dumą odpowiedział:

– „Może i jestem papierem, ale mam duszę! I będę zdobić, co chcę! A jak trzeba, to nawet… margarynę!”

I w tym momencie na niebie pojawiła się gigantyczna serwetka z motywem muffinek, która objęła Henryka w swoje papierowe objęcia i razem uleciały ku zachodzącemu słońcu, zostawiając za sobą tylko brokatowy szlak.

Od tamtej pory, mówi się, że jeśli na stole zostawisz niezabezpieczony lakier i westchniesz bardzo głęboko, możesz usłyszeć jak Henryk szepcze:

– „Nie klej mnie byle gdzie…”

 

 

Zanim suszarka zaczęła plotkować z lakierem, a Henryk – papier do decoupage – ruszył w świat z własnym manifestem… był jeszcze ktoś. Niepozorny bohater z półki pełnej zapomnianych rzeczy. wciśnięty w kąt, trochę przykurzony pluszowy osiołek Lucjan.
I on miał marzenie: zostać wróżką ogrodową.

osiołek Lucjan

Taką, wiesz – z brokatowymi skrzydełkami, różdżką w kształcie marchewki i obowiązkowym tiulowym tutu w kolorze pastelowej brzoskwini. Problem był tylko jeden: Lucjan był osłem. Dość sporym. I miał delikatnie mówiąc… problemy z gracją. Kiedy próbował frunąć, bardziej przypominał zawieszoną lodówkę na balonie.

Ale Lucjan był zawzięty. Kupił przez internet zestaw „Zrób to sam – Wróżka Deluxe”. Nosił skrzydełka z plastikowych butelek, trenował wirowanie na trawie i próbował wyczarować kwiaty za pomocą ogrodowych pazurków.

Zamiast kwiatów wyrosły… ziemniaki. Na gruszy.

Mimo to, Lucjan się nie poddawał. W nocy zakradał się do ogródków i szeptał pomidorom słodkie życzenia wzrostu. Podobno jeden ogórek aż się zarumienił.

Pewnego dnia, w ogrodzie pani Jadwigi – emerytowanej nauczycielki geografii z zamiłowaniem do porcelanowych gnomów – zdarzył się cud. Rano wszystkie kwiaty kwitły jak szalone, a na jednym z gnomów leżała brokatowa marchewka i liścik:

– „Nie musisz mieć skrzydeł, żeby coś w ogrodzie rozkwitło. Twój Lucjan.”

Od tamtej pory, jeśli ogród zaczyna kwitnąć w środku nocy, a w trawie znajdziesz podeptane tiulowe tutu – to znak, że Lucjan Cię odwiedził.

Kiedyś Lucjan  pojechał na festiwal wróżkowej elity. Uzbrojony w swoją marchewkową różdżkę i obłęd w oczach, przystąpił do konkursu na najlepszą brokatową wróżkę. Zasady są proste: zero grawitacji, obowiązkowe brokatowe zaklęcie i występ talentowy.

Scena główna – pod starą jabłonią na łące pełnej dmuchawców. Tłum skrzydlatych wróżek w tiulach, trolli w brokatowych kalesonach i jedna podejrzanie cicho zachowująca się kurka ozdobna.

Na scenę wychodzi Lucjan. Tiul poprawiony, marchewkowa różdżka błyszczy. Z głośników słychać:

– „Numer dwadzieścia dwa, Lucjan, osioł, występ talentowy: Przemiana przez wrażliwość.”

Lucjan zaczyna swój pokaz… ale nie tańczy. Nie czaruje. On… opowiada bajkę. O tym, jak był zwykłym osłem, który nie czuł się dość magiczny. Jak próbował być kimś innym, aż odkrył, że jego największą mocą jest to, że nie udaje nikogo. Że prawdziwe wróżki to nie te z brokatem, tylko te, które sprawiają, że ktoś się poczuje mniej samotny.

Cała łąka milknie. Troll z brokatem w oku szepcze: „O ja pierniczę, mądry osioł…”

A kiedy Lucjan schodzi ze sceny, nie ma fajerwerków, ale wróżka-prezes jury podchodzi i mówi:

– „Lucjanie… jesteś wróżką pełnoprawną. Bo dzięki Tobie, ktoś dziś poczuł, że też może być sobą. Nawet jeśli czasem się czuje jak osioł.”

I od tej pory Lucjan nie musiał już fruwać. Bo chodził po ziemi z taką gracją, że sama ziemia zaczynała kwitnąć pod jego kopytami.

osiołek, który chciał być wróżką

 

A to dopiero początek. Za tydzień kolejna bajka z pracowni – nowa historia, nowe szmery i szelesty z kątów, w których kurz miesza się z marzeniami.
Zaparz kawę, usiądź wygodnie i wróć tu za siedem dni.
Bo kiedy w pracowni zaczynają mówić pędzle, suszarki i kleje… nigdy nie wiesz, kto odezwie się jako następny.

 

______________________________

  • Małe przypomnienie: Nowe letnie papiery już w sklepie.

Zajrzyj do sklepu i zobacz, co dziś do Ciebie mówi z półki: https://asket.blog/nowosci

5 thoughts on “Bajki z pracowni Asket: Kiedy Pędzel Zaczyna Mówić”

  1. Piękna opowieść. Poproszę o serię książeczek ze słodkimi obrazkami dla mojej wnuczki. ❤️

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top